Przejdź do zawartości

Przejdź do spisu treści

‛Szukanie najpierw Królestwa’

‛Szukanie najpierw Królestwa’

Rozdział 18

‛Szukanie najpierw Królestwa’

GŁÓWNYM tematem Biblii jest uświęcenie imienia Jehowy za pośrednictwem Królestwa. Jezus Chrystus uczył swych naśladowców, by szukali najpierw tego Królestwa, przedkładając je nad wszystkie inne sprawy życiowe. Dlaczego?

W Strażnicy już nieraz wyjaśniano, iż Jehowa, jako Stwórca, jest Zwierzchnim Władcą Wszechświata. Zasługuje na to, żeby Jego stworzenia darzyły Go najwyższym szacunkiem (Obj. 4:11). Niestety, w zaraniu dziejów ludzkości duchowy syn Boży, który sam siebie uczynił Szatanem Diabłem, zuchwale zakwestionował wszechwładzę Jehowy (1 Mojż. 3:1-5). Co więcej, wszystkim sługom Jehowy przypisał samolubne pobudki (Joba 1:9-11; 2:4, 5; Obj. 12:10). Tak został zakłócony pokój we wszechświecie.

Publikacje Towarzystwa Strażnica już od kilkudziesięciu lat zwracają uwagę na to, że Jehowa zadbał o rozstrzygnięcie tych kwestii w sposób uwydatniający nie tylko Jego wszechmoc, lecz także Jego ogromną mądrość, sprawiedliwość i miłość. Zasadniczą rolę odgrywa w tym mesjańskie Królestwo Boże. Udostępnia ono wszystkim mieszkańcom ziemi mnóstwo okazji do poznania drogi prawości. Królestwo to unicestwi niegodziwców, wykaże słuszność zwierzchnictwa Jehowy i urzeczywistni Jego zamierzenie co do przeobrażenia ziemi w raj zamieszkany przez ludzi, którzy naprawdę miłują Boga i bliźnich oraz którzy będą się rozkoszować dobrodziejstwem doskonałego życia.

Ze względu na doniosłe znaczenie Królestwa Bożego Jezus nakazał swym naśladowcom: „Stale więc szukajcie najpierw królestwa” (Mat. 6:10, 33). Świadkowie Jehowy w czasach nowożytnych dali liczne dowody, że usilnie starają się postępować w myśl tej rady.

Porzucenie wszystkiego ze względu na Królestwo

Badacze Pisma Świętego już dość wcześnie się zastanawiali, co oznacza szukanie najpierw Królestwa. Analizowali przypowieść Jezusa, w której porównał Królestwo do perły tak drogocennej, że pewien człowiek „sprzedał wszystko, co miał, i ją kupił” (Mat. 13:45, 46). Rozważali sens rady udzielonej przez Jezusa bogatemu młodemu władcy, aby sprzedał wszystko, rozdał ubogim i go naśladował (Marka 10:17-30). * Uświadomili sobie, że jeśli chcą się okazać godni udziału w Królestwie Bożym, muszą stawiać je na pierwszym miejscu, z radością oddając na służbę dla niego swe życie, zdolności i mienie. Wszystko inne poza Królestwem musiało zejść na dalszy plan.

Radę tę wziął sobie do serca Charles Taze Russell. Sprzedał dobrze prosperujące sklepy z odzieżą męską, stopniowo ograniczał udziały w innych przedsięwzięciach, a następnie spożytkował całe swe ziemskie mienie na pomaganie ludziom pod względem duchowym (por. Mat. 6:19-21). I nie czynił tak jedynie przez kilka lat. Do samej śmierci głosił innym wspaniałe orędzie o Królestwie Mesjasza, oddając na ten cel wszystko, co miał — zdolności, zdrowie i dobra materialne. Na pogrzebie Russella jego współtowarzysz Joseph F. Rutherford oświadczył: „Charles Taze Russell był lojalny wobec Boga, lojalny wobec Chrystusa Jezusa, lojalny wobec sprawy mesjańskiego Królestwa”.

W kwietniu 1881 roku (kiedy na zebrania Badaczy Pisma Świętego uczęszczało zaledwie kilkaset osób) ukazał się w Strażnicy artykuł zatytułowany „Potrzeba 1000 kaznodziejów”. Zaproszono w nim osoby nie mające nikogo na utrzymaniu, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, do podejmowania działalności ewangelizacyjnej w charakterze kolporterów. Posługując się językiem przypowieści Jezusa z Ewangelii według Mateusza 20:1-16, Strażnica zadała pytanie: „Kto gorąco pragnie pójść i pracować w Winnicy i modli się, by Pan mu to umożliwił?” Do zgłoszenia się zachęcano tych, którzy mogliby poświęcić co najmniej połowę swego czasu wyłącznie na dzieło Pańskie. Chcąc im pomóc w pokrywaniu wydatków na podróże, wyżywienie, odzież i dach nad głową, Towarzystwo Traktatowe — Strażnica Syjońska zaopatrywało pierwszych kolporterów w publikacje biblijne przeznaczone do rozpowszechniania, podawało wysokość niewielkiego datku, za który można je było udostępnić, i pozwalało kolporterom zatrzymać dla siebie część uzyskanych w ten sposób środków. Kto skorzystał z tego zaproszenia i podjął służbę jako kolporter?

W roku 1885 współpracowało z Towarzystwem już około 300 takich osób. W roku 1914 liczba kolporterów przekroczyła w końcu 1000. Nie była to łatwa praca. Jeden z tych braci tak opisał swe odczucia po obejściu domów w czterech miasteczkach, gdzie znalazł tylko trzy lub cztery osoby okazujące nieco zainteresowania: „Muszę powiedzieć, że gdy po przebyciu tak dalekiej drogi i odwiedzeniu tylu ludzi napotkałem tak niewielkie zainteresowanie planem i Kościołem Bożym, poczułem się bardzo osamotniony. Zechciejcie mnie wspierać swymi modlitwami, żebym należycie i nieustraszenie przedstawiał prawdę i nie osłabł w czynieniu dobra”.

Chętnie się zaofiarowali

Kolporterzy ci dosłownie przecierali szlaki. W owych czasach środki transportu były jeszcze bardzo prymitywne, a podróżowało się na ogół polnymi drogami, oni jednak potrafili dotrzeć do najbardziej niedostępnych zakątków kraju. Tak właśnie było w wypadku siostry Early z Nowej Zelandii. Rozpoczęła służbę pełnoczasową na długo przed pierwszą wojną światową i pełniła ją przez 34 lata, aż do śmierci w 1943 roku. Opracowała sporą część kraju, przemieszczając się na rowerze. A gdy artretyzm już jej na to nie pozwalał, opierała się na swoim pojeździe i rozwoziła książki po dzielnicy handlowej w Christchurch. Potrafiła co prawda wejść do góry po schodach, ale z powodu swej ułomności musiała potem schodzić tyłem. Dopóki jednak starczało jej sił, wykorzystywała je w służbie dla Jehowy.

Kolporterzy podejmowali tę pracę nie dlatego, że czuli się pewni siebie. Niektórzy byli z natury bardzo nieśmiali, ale kochali Jehowę. Przed wyruszeniem do służby w dzielnicy handlowej pewna siostra prosiła każdego Badacza w okolicy, by się za nią modlił. Z czasem nabrała doświadczenia i była wręcz zachwycona tą działalnością.

W roku 1907 o swym pragnieniu podjęcia służby pełnoczasowej wspomniała bratu Russellowi Malinda Keefer, nadmieniła jednak, że chyba musi najpierw nabyć więcej wiedzy. Rzeczywiście, z publikacjami Badaczy Pisma Świętego zetknęła się dopiero rok wcześniej. Brat Russell odparł: „Jeśli chcesz czekać, aż się wszystkiego dowiesz, to nigdy nie rozpoczniesz służby, natomiast jeśli wyruszysz, będziesz stale pogłębiać wiedzę”. Nie zwlekając, zaraz podjęła działalność w stanie Ohio w USA. Często przypominał się jej Psalm 110:3: „Lud twój chętnie się zaofiaruje” (NW). Tak właśnie czyniła przez następne 76 lat. * Zaczynała jako osoba samotna. Przez 15 lat pełniła tę służbę jako mężatka. Z pomocą Jehowy wytrwale kontynuowała ją po śmierci męża. Wracając myślą do minionych lat, powiedziała: „Jakże się cieszę, że w młodości chętnie się zaofiarowałam i wstąpiłam w szeregi pionierów, stawiając sprawy Królestwa zawsze na pierwszym miejscu!”

Z początku na walnych zjazdach często organizowano specjalne spotkania z kolporterami. Odpowiadano na pytania, szkolono nowych i dodawano wszystkim zachęty.

Od 1919 roku stale przybywało sług Jehowy, którzy tak wysoko cenili sobie Królestwo Boże, iż naprawdę dostosowywali do niego swe życie. Niektórzy zrezygnowali ze świeckich zajęć i całkowicie poświęcili się służbie kaznodziejskiej.

Zaspokajanie potrzeb materialnych

Z czego się utrzymywali? Anna Petersen (później Rømer), pełnoczasowa głosicielka z Danii, wspominała: „Codzienne wydatki pokrywałyśmy częściowo ze sprzedaży literatury, a nasze potrzeby nie były duże. Jeśli się zdarzały większe wydatki, zawsze udawało się je jakoś zaspokoić. Siostry nieraz dawały nam coś z odzieży — sukienki lub płaszcze, które mogłyśmy od razu nosić — więc byłyśmy dobrze ubrane. Czasami zimą podejmowałam na parę miesięcy pracę w jakimś biurze. (...) Zakupy robiłam podczas wyprzedaży posezonowej, dzięki czemu mogłam się zaopatrzyć w potrzebną garderobę na cały rok. Wszystko wspaniale się układało. Nigdy nie cierpiałyśmy biedy”. Rzeczy materialne nie były dla takich osób najważniejsze. Miłość do Jehowy i Jego dróg płonęła w nich niczym ogień i wręcz musiały dawać jej wyraz.

W trakcie odwiedzania ludzi na danym terenie kolporterom czasami udawało się wynająć jakiś skromny pokój. Niektórzy używali samochodów mieszkalnych; nie zapewniały im one większych wygód poza kątem do spania i jedzenia. Inni w czasie przenoszenia się z miejsca na miejsce nocowali w namiotach. Gdzieniegdzie urządzano „obozy pionierskie”. Niekiedy miejscowi Świadkowie udostępniali mieszkanie, powierzając je czyjejś opiece. Pionierzy pełniący służbę w tej okolicy mieli dzięki temu kwaterę, a wydatki pokrywali wspólnie.

Ludzie przyrównani do owiec otrzymywali od tych sług pełnoczasowych publikacje biblijne nawet wtedy, gdy nie mieli pieniędzy. Pionierzy często wymieniali literaturę na różne artykuły, takie jak ziemniaki, masło, jajka, świeże owoce i przetwory, kurczęta, mydło, słowem — niemal na wszystko. Nie wzbogacali się na tym — po prostu w ten sposób ułatwiali szczerym ludziom zapoznanie się z orędziem Królestwa, zdobywając przy tym artykuły pierwszej potrzeby, co pozwalało im kontynuować służbę pionierską. Ufali obietnicy Jezusa, że gdy będą ‛stale szukać najpierw Królestwa oraz Jego [Bożej] prawości’, wówczas nie zabraknie im niezbędnego pożywienia i okrycia (Mat. 6:33).

Gotowi służyć wszędzie, gdzie są potrzeby

Szczere pragnienie wykonywania dzieła, które Jezus zlecił swym uczniom, wiodło pełnoczasowych pracowników na nowe tereny, a nawet do innych krajów. Gdy w roku 1931 poproszono Franka Rice’a, by opuścił Australię i zaczął głosić dobrą nowinę na Jawie (dzisiaj należącej do Indonezji), miał już dziesięcioletnie doświadczenie w służbie pełnoczasowej. Teraz jednak musiał poznać nowe zwyczaje i nauczyć się nowych języków. W sklepach i urzędach miał okazję świadczyć niektórym po angielsku, ale chciał głosić również innym ludziom. Wobec tego pilnie się uczył i w ciągu trzech miesięcy na tyle poznał holenderski, że mógł rozpocząć pracę od domu do domu. Potem uczył się języka malajskiego.

Udając się na Jawę, Frank miał dopiero 26 lat i przez sześć lat pobytu na tej wyspie oraz na Sumatrze najczęściej pracował sam. (Pod koniec roku 1931 przybyli mu pomóc dwaj Australijczycy, Clem Deschamp i Bill Hunter. Obaj wyruszyli w podróż ewangelizacyjną w głąb kraju, a Frank pracował w stolicy Jawy i w pobliskich miejscowościach. Później Clem i Bill również otrzymali przydziały na oddzielne tereny). Frank nie chodził na zebrania zborowe, ponieważ takich nie było. Czasami czuł się bardzo samotny i nieraz poważnie się zastanawiał, czy nie dać za wygraną i nie wrócić do Australii. Jednakże mimo wszystko wytrwał. Dzięki czemu? Pokrzepienie znajdował w pokarmie duchowym zawartym w Strażnicy. W roku 1937 skierowano go do Indochin, gdzie ledwie uszedł z życiem podczas gwałtownych zajść, do których doszło tam po wybuchu drugiej wojny światowej. Takim duchem gotowości usługiwania pałał jeszcze w latach siedemdziesiątych, kiedy wyraziwszy w liście radość z tego, iż cała jego rodzina służy Jehowie, oświadczył, że razem z żoną znów przygotowują się do przeprowadzki na inny teren w Australii, na którym są większe potrzeby.

‛Zaufali Jehowie całym sercem’

Claude Goodman postanowił ‛zaufać Jehowie całym sercem i nie opierać się na własnym zrozumieniu’, toteż nie skorzystał z możliwości założenia przedsiębiorstwa, lecz wybrał służbę kolporterską i został chrześcijańskim ewangelizatorem (Prz. 3:5, 6, NW). Razem z Ronaldem Tippinem, który pomógł mu poznać prawdę, działali ponad rok jako kolporterzy w Anglii. Następnie w roku 1929 obaj zgłosili gotowość wyjazdu do Indii. * Czekało ich tam nader trudne zadanie.

W następnych latach podróżowali nie tylko pieszo, pociągami osobowymi i autobusami, ale także pociągami towarowymi, wozami zaprzężonymi w woły, na wielbłądzie, sampanem, rikszą, a nawet samolotem i prywatnym pociągiem. Czasem rozkładali swe posłania w poczekalniach dworcowych, w oborach, w dżungli na trawie lub w wiejskiej izbie na klepisku z krowiego łajna, ale zdarzało im się też nocować w luksusowych hotelach i w pałacu radży. Wzorem apostoła Pawła poznali tajemnicę, jak być zadowolonym nie tylko wtedy, gdy się ma obfitość, ale również w skromnych warunkach (Filip. 4:12, 13). Zazwyczaj mieli bardzo niewiele wartościowych rzeczy, ale nigdy nie brakowało im tego, czego naprawdę potrzebowali. Osobiście zaznali spełnienia się obietnicy Jezusa, że jeśli będą szukać najpierw Królestwa i Bożej prawości, otrzymają to, co jest niezbędne do życia.

Przechodzili groźne choroby, takie jak denga, malaria i dur brzuszny, ale współwyznawcy troskliwie się nimi opiekowali. Pełnili służbę w dzielnicach nędzy Kalkuty oraz innych miast i dawali świadectwo na plantacjach herbaty w górach Cejlonu (obecnie Sri Lanka). Zaspokajali potrzeby duchowe ludzi, udostępniając im publikacje, odtwarzając z płyt wykłady w miejscowych językach i osobiście wygłaszając przemówienia. Gdy dzieło się rozwinęło, Claude nauczył się też obsługiwać maszynę drukarską i wykonywać rozmaite prace w biurach oddziałów Towarzystwa.

W wieku 87 lat miał za sobą bogate i urozmaicone życie, które spędził w służbie dla Jehowy w Anglii, Indiach, Pakistanie, na Cejlonie, w Birmie (obecnie Mianma), na Malajach, w Tajlandii i w Australii. Jako młody kawaler i jako mąż i ojciec, zawsze stawiał sprawy Królestwa na pierwszym miejscu. Służbę pełnoczasową podjął w niecałe dwa lata po chrzcie i odtąd uznał ją za swoją drogę życiową.

Moc Boża wydoskonalona w słabości

Do takich gorliwych Świadków należał też Ben Brickell. Nie był okazem zdrowia i miał zwyczajne ludzkie potrzeby, ale wyróżniał się wiarą. W roku 1930 rozpoczął służbę kolporterską w Nowej Zelandii, gdzie dawał świadectwo na terenach, które potem nie były opracowywane przez kilkadziesiąt lat. Dwa lata później wybrał się w pięciomiesięczną podróż ewangelizacyjną po Australii, przemierzając pustynne obszary, na których jeszcze nigdy nie świadczono. Jego rower był obładowany kocami, odzieżą, żywnością oraz książkami do rozpowszechnienia. Chociaż wielu śmiałków próbujących się przeprawić przez ten teren straciło życie, brat Brickell się nie zrażał, gdyż zaufał Jehowie. Potem pełnił służbę w Malezji, gdzie zaczęło mu mocno dokuczać serce. Nie dał jednak za wygraną. Po rekonwalescencji na nowo podjął pełnoczasową działalność kaznodziejską w Australii. Jakieś dziesięć lat później ciężko chory trafił do szpitala, a kiedy go wypisywano, lekarz oznajmił, że „w 85 procentach jest on niezdolny do pracy”. Nawet gdy szedł po zakupy, musiał przystawać i odpoczywać.

Niemniej Ben Brickell był zdecydowany dalej działać i tak właśnie czynił, dbając przy tym o odpoczynek, kiedy okazywało się to konieczne. Wkrótce znowu dawał świadectwo na niegościnnych terenach w głębi Australii. W miarę możności troszczył się o zdrowie, ale najważniejszą sprawą w jego życiu była służba dla Jehowy, którą pełnił przez następne trzy dziesięciolecia aż do śmierci w wieku około 65 lat. * Zdawał sobie sprawę, że braki wynikające z jego słabości potrafi wyrównać moc Jehowy. Na zgromadzeniu w Melbourne w 1969 roku pełnił służbę przy stoliku pionierów, a w klapie marynarki nosił plakietkę z napisem: „Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o służbie pionierskiej, zwróć się do mnie” (por. 2 Kor. 12:7-10).

Docieranie do wiosek w głębi dżungli i do górskich osad górniczych

Gorliwość w służbie dla Jehowy pobudzała nie tylko mężczyzn, lecz także kobiety do podejmowania pracy na dziewiczych terenach. Drobna Freida Johnson, która należała do grona pomazańców, miała już ponad 50 lat, gdy samotnie opracowywała spore połacie Ameryki Środkowej, przemierzając konno między innymi północne wybrzeże Hondurasu. Trzeba było wiary, żeby działać tam w pojedynkę i docierać do rozproszonych plantacji bananów, do miast La Ceiba, Tela i Trujillo albo do odludnych wiosek Karaibów. Głosiła w tym rejonie w roku 1930 i 1931, 1934 oraz 1940 i 1941, rozpowszechniając tysiące publikacji objaśniających prawdę biblijną.

W owym czasie rozpoczęła też służbę pełnoczasową inna gorliwa głosicielka. Chodzi o Käthe Palm, która urodziła się w Niemczech. Do działania pobudziło ją w roku 1931 zgromadzenie w Columbus w stanie Ohio, na którym Badacze Pisma Świętego przyjęli nazwę Świadkowie Jehowy. Właśnie wtedy postanowiła szukać najpierw Królestwa i czyniła tak jeszcze w roku 1992, mając 89 lat.

Służbę pionierską rozpoczęła w Nowym Jorku. Następnie przeniosła się do Dakoty Południowej, gdzie przez kilka miesięcy miała partnerkę, ale potem pracowała już sama, podróżując konno. Otrzymawszy zaproszenie do służby w Kolumbii w Ameryce Południowej, od razu je przyjęła i przybyła do tego kraju pod koniec roku 1934. Przez jakiś czas miała towarzyszkę w służbie, lecz potem znów została sama. Nie uznała jednak, że jest to powód do przerwania służby.

Później zaprosiło ją do współpracy pewne małżeństwo z Chile. Był to kolejny olbrzymi teren, ciągnący się 4300 kilometrów wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Zaczęła od głoszenia w biurowcach stolicy, po czym udała się na północne krańce kraju. Głosiła tam od drzwi do drzwi w każdej osadzie górniczej, w każdym większym czy mniejszym miasteczku. Robotnicy pracujący wysoko w Andach byli zdumieni odwiedzinami samotnej kobiety, ona zaś postanowiła nie pominąć nikogo na przydzielonym jej terenie. Później przeniosła się na południe, gdzie niektóre estancias (farmy owcze) zajmowały obszar 100 000 hektarów. Ludzie byli tam bardzo życzliwi i gościnni i w porach posiłku serdecznie zapraszali ją do stołu. W taki czy inny sposób Jehowa się o nią troszczył i zaspokajał jej podstawowe potrzeby.

Głoszenie dobrej nowiny o Królestwie Bożym stało się treścią jej istnienia. * Wspominając minione lata służby, powiedziała: „Moim zdaniem wiodłam bardzo bogate życie. Co roku gdy jestem na zgromadzeniu ludu Jehowy, ogarnia mnie serdeczne wzruszenie na widok tylu osób, z którymi prowadziłam studia biblijne, a które teraz głoszą dobrą nowinę i pomagają innym przyjść do wód życia”. Mogła z radością obserwować, jak liczba chwalców Jehowy w Chile wzrosła z około 50 do przeszło 44 000.

„Oto jestem, poślij mnie!”

Martin Pötzinger z Niemiec dał się ochrzcić po wysłuchaniu wykładu, który omawiał zaproszenie do służby wystosowane przez Jehowę w Księdze Izajasza 6:8, a przyjęte przez proroka słowami: „Oto jestem, poślij mnie!” Dwa lata później, w roku 1930, podjął służbę pełnoczasową w Bawarii. * Wkrótce potem tamtejsze władze zabroniły Świadkom głoszenia, miejsca zebrań zostały opieczętowane, a literaturę skonfiskowano. Pojawiło się budzące grozę gestapo. Ale te wydarzenia z roku 1933 nie skłoniły brata Pötzingera do zrezygnowania ze służby kaznodziejskiej.

Otrzymał zaproszenie do usługiwania w Bułgarii. Podczas proponowania literatury biblijnej korzystano tam z „kart świadectwa” wypisanych w języku bułgarskim, ale wiele osób było analfabetami. Brat Pötzinger brał więc lekcje bułgarskiego, w którym używa się grażdanki. Gdy w jakimś domu zostawiano publikację, nieraz rodzicom musiały ją czytać dzieci.

Przez większą część pierwszego roku służby brat Pötzinger był sam. Napisał wtedy: „Podczas Pamiątki sam wygłosiłem wykład, sam się pomodliłem i sam zakończyłem zebranie”. W roku 1934 z Bułgarii wydalono obcokrajowców, wobec czego przeniósł się na Węgry. Tutaj znowu musiał się uczyć nowego języka, żeby móc głosić dobrą nowinę. Potem działał w Czechosłowacji i Jugosławii.

Przeżył wiele szczęśliwych chwil — wędrował od wioski do wioski z literaturą na plecach i odnajdywał ludzi miłujących prawdę, doświadczał opieki Jehowy, gdyż gościnni gospodarze zapraszali go na posiłki lub nawet na nocleg, rozmawiał do późna z tymi, którzy przychodzili na jego kwaterę, żeby coś więcej usłyszeć o krzepiącym orędziu Królestwa.

Spotykały go też ciężkie próby wiary. Kiedy pełnił służbę poza rodzinnym krajem, poważnie zachorował, a nie miał pieniędzy. Żaden lekarz nie chciał go przyjąć. Jednakże zatroszczył się o niego Jehowa. W jaki sposób? Skontaktowano się w końcu z ordynatorem miejscowego szpitala. Człowiek ten, darzący Biblię szczerym zaufaniem, zupełnie bezinteresownie zaopiekował się bratem Pötzingerem jak własnym synem. Ofiarność tego młodzieńca widoczna w prowadzonej przez niego działalności wywarła na tym lekarzu ogromne wrażenie, toteż przyjął w prezencie zestaw książek Towarzystwa.

Inna ciężka próba spadła na brata Pötzingera cztery miesiące po ślubie. W grudniu 1936 roku został aresztowany, po czym osadzono go najpierw w jednym obozie koncentracyjnym, a potem w drugim, jego żonę zaś zabrano do jeszcze innego. Nie widzieli się aż dziewięć lat. Chociaż Jehowa nie zapobiegł takiemu okrutnemu prześladowaniu, to jednak dodawał sił do wytrwania Martinowi i jego żonie, Gertrud, oraz tysiącom innych osób.

Gdy oboje z żoną wyszli na wolność, brat Pötzinger przez wiele lat służył w Niemczech jako nadzorca podróżujący. Był obecny na wzruszających zgromadzeniach zorganizowanych po wojnie na byłym hitlerowskim placu defilad w Norymberdze. Tym razem jednak teren ten zapełniała ogromna rzesza lojalnych poddanych Królestwa Bożego. Uczestniczył w niezapomnianych kongresach na nowojorskim stadionie Yankee i z wielką radością skorzystał z zaproszenia do Biblijnej Szkoły Strażnicy — Gilead. A w roku 1977 został członkiem Ciała Kierowniczego Świadków Jehowy. Aż do końca swego ziemskiego biegu, co nastąpiło w roku 1988, kierował się zasadą, którą najlepiej wyrażają słowa: „Dla mnie liczy się jedno — szukanie najpierw Królestwa”.

Zrozumienie, co to naprawdę znaczy

Oczywiście okazywanie ducha ofiarności nie jest dla Świadków Jehowy niczym nowym. Już w pierwszym tomie Brzasku Tysiąclecia, opublikowanym w roku 1886, otwarcie omówiono sprawę poświęcenia (dziś powiedzielibyśmy: oddania się Bogu). Na podstawie Pisma Świętego wykazano, że prawdziwi chrześcijanie „poświęcają” Bogu wszystko — odnosi się to również do ich zdolności, mienia oraz samego życia. W ten sposób stają się szafarzami tego, co zostało „poświęcone” Bogu, i Jemu — a nie ludziom — muszą zdać sprawę, jak się wywiązują ze swej roli.

Coraz więcej Badaczy Pisma Świętego bez reszty poświęcało się służbie dla Boga. Wszystkie swe umiejętności, dobra materialne i siły oddawali na spełnianie Jego woli. Ale znaleźli się i tacy, dla których najważniejsze było kształtowanie — jak to nazywali — chrześcijańskiego charakteru, aby mogli się nadawać do współudziału z Chrystusem w Królestwie.

Wprawdzie brat Russell często mówił, że na każdym prawdziwym chrześcijaninie spoczywa obowiązek dawania innym świadectwa o Królestwie Bożym, ale po pierwszej wojnie światowej położono na to jeszcze większy nacisk. Dobitnym przykładem jest artykuł „Charakter czy przymierze”, opublikowany w Strażnicy z 1 maja 1926 roku. Otwarcie omówiono w nim zgubne skutki tak zwanego rozwijania charakteru, po czym uwypuklono znaczenie spełniania obowiązków wobec Boga przez uczynki.

Już wcześniej, w Strażnicy z 1 lipca 1920 roku, przeanalizowano wielkie proroctwo Jezusa o ‛znaku jego obecności i końca świata’ (Mat. 24:3, KJ). Zwrócono uwagę na dzieło głoszenia, które musi być wykonywane w ramach spełnienia zapowiedzi z Ewangelii według Mateusza 24:14, i wskazano, jakie orędzie należy głosić: „Wspomniana tu dobra nowina dotyczy końca starego porządku rzeczy i ustanowienia królestwa Mesjasza”. Rozpatrując umiejscowienie tej wypowiedzi Jezusa w stosunku do innych szczegółów znaku, Strażnica wyjaśniała, iż dzieło to musi być wykonane „między wielką [pierwszą] wojną światową a okresem ‚wielkiego ucisku’, zapowiedzianego przez Pana w Ewangelii według Mateusza 24:21, 22”. Była to praca nie cierpiąca zwłoki. Kto miałby ją wykonywać?

Obowiązek ten jednoznacznie spoczywał na członkach „kościoła”, czyli prawdziwego zboru chrześcijańskiego. Jednakże w Strażnicy z 1 sierpnia 1932 roku zalecono im, by zgodnie z duchem wypowiedzi z Księgi Objawienia 22:17 zachęcali do współudziału w tym dziele „klasę Jonadaba”. Członkowie tej klasy, oczekujący życia wiecznego na rajskiej ziemi, przyjęli to zaproszenie, a wielu okazało niezwykłą gorliwość.

W 1921 roku podkreślono w Strażnicy doniosłe znaczenie tego dzieła: „Udział w służbie Pańskiej jest tak samo ważny, jak uczęszczanie na zebrania”. „Każdy musi być kaznodzieją ewangelii” — oświadczono w roku 1922. A w roku 1949 zaznaczono: „W oczach Jehowy dla nikogo z nas nie ma w tym świecie ważniejszej pracy niż głoszenie”. Często przytaczano wypowiedź apostoła Pawła z Listu 1 do Koryntian 9:16: „Nałożono na mnie konieczność. Doprawdy, biada mi, gdybym nie oznajmiał dobrej nowiny”. Werset ten odnoszono do każdego Świadka Jehowy.

Ilu głosi? W jakiej mierze? Dlaczego?

Czy kogokolwiek nakłaniano do uczestniczenia w tym dziele wbrew jego woli? „Nie”, odpowiedziano w Strażnicy z 1 sierpnia 1919 roku, „nikogo się do niczego nie zmusza. Jest to służba zupełnie dobrowolna, pełniona z miłości do Pana i do Jego słusznej sprawy. Jehowa nigdy nikogo nie przymusza”. A w Strażnicy z 1 września 1922 roku tak powiedziano o pobudkach skłaniających do tej służby: „Człowiek rzeczywiście odczuwający wdzięczność w sercu i doceniający to, co Bóg dla niego zrobił, będzie pragnął uczynić coś w zamian, a im bardziej ceni okazywaną mu życzliwość Boga, tym większa będzie jego miłość, im większa zaś miłość, tym większe pragnienie pełnienia dla Niego służby”. Jak wyjaśniono, miłość do Boga uzewnętrznia się w przestrzeganiu Jego przykazań, a jedno z nich dotyczy głoszenia radosnej nowiny o Królestwie Bożym (Izaj. 61:1, 2; 1 Jana 5:3).

Podejmujący tę działalność nie kierowali się jakąś świecką ambicją. Powiedziano im otwarcie, że gdy będą chodzić od domu do domu lub proponować literaturę na rogach ulic, zostaną uznani za „głupich, słabych, małych”, będą „pogardzani, prześladowani” i „mało ważni ze świeckiego punktu widzenia”. Wiedzieli jednak, że tak samo traktowano Jezusa i jego pierwszych uczniów (Jana 15:18-20; 1 Kor. 1:18-31).

Czy Świadkowie Jehowy uważają, iż dzięki swej działalności kaznodziejskiej zaskarbiają sobie zbawienie? Nic podobnego! Omówiono to w książce Zjednoczeni w oddawaniu czci jedynemu prawdziwemu Bogu, której od roku 1983 używa się do udzielania studiującym pomocy w osiąganiu dojrzałości chrześcijańskiej. Czytamy tam: „Poza tym ofiara Jezusa otworzyła przed nami możliwość dostąpienia życia wiecznego (...) Nie jest to zapłata, która się nam należy. Bez względu na to, jak dużo pracujemy w służbie Jehowy, nigdy nie zdołamy zaskarbić sobie tyle zasług, żeby Bóg był nam winien życie. Życie wieczne jest ‚darem, którego Bóg udziela (...) przez Chrystusa Jezusa, naszego Pana’ (Rzym. 6:23; Efez. 2:8-10). Niemniej jeżeli wierzymy w ten dar i doceniamy sposób, w jaki nam umożliwiono skorzystanie z niego, będziemy to jakoś uzewnętrzniać. Widząc, jak cudownie Jehowa użył Jezusa do przeprowadzenia swej woli i jak doniosłe znaczenie ma ścisłe wzorowanie się na tym Synu Bożym, uznamy chrześcijańską służbę kaznodziejską za swoje najważniejsze zadanie”.

Czy można powiedzieć, że wszyscy Świadkowie Jehowy są głosicielami Królestwa Bożego? Ależ tak! To właśnie znaczy być Świadkiem Jehowy. Ponad pół wieku temu niektórzy uważali, że nie muszą brać udziału w służbie polowej, głosić publicznie i od domu do domu. Ale dzisiaj żaden Świadek Jehowy nie ubiega się o zwolnienie od takiej służby ze względu na funkcję pełnioną w miejscowym zborze czy w ogólnoświatowej organizacji. W dziele tym uczestniczą zarówno mężczyźni, jak i kobiety, młodzi i starzy. Uważają to za cenny przywilej, za świętą służbę. Niejeden pełni ją mimo poważnych ułomności. A jeśli chodzenie od domu do domu jest dla kogoś fizyczną niemożliwością, znajduje inne sposoby, żeby dotrzeć do ludzi i osobiście dawać im świadectwo.

W przeszłości zdarzało się, że zbyt wcześnie pozwalano nowym na udział w służbie polowej. Jednakże od kilkudziesięciu lat mocniej się podkreśla, by przedtem spełniali określone wymagania. Co to znaczy? Rzecz nie w tym, żeby potrafili wyjaśnić każde zagadnienie biblijne. Muszą natomiast, jak czytamy w książce Zorganizowani do pełnienia naszej służby, znać podstawowe nauki Pisma Świętego i w nie wierzyć. Są także obowiązani prowadzić czyste życie, zgodne z miernikami wyłuszczonymi w Biblii. Każdy z nich powinien rzeczywiście pragnąć zostać Świadkiem Jehowy.

Nie oczekuje się, że wszyscy Świadkowie Jehowy będą poświęcać na głoszenie tyle samo czasu. Każdy ma inne warunki, zależne od różnych czynników, takich jak wiek, zdrowie, obowiązki rodzinne czy stopień doceniania. Zawsze zdawano sobie z tego sprawę. Podkreślono to w Strażnicy z 1 grudnia 1950 roku przy omawianiu „dobrej gleby” z przypowieści Jezusa o siewcy, zapisanej w Ewangelii według Łukasza 8:4-15. W podręczniku Kurs Służby Królestwa, przygotowanym dla starszych w roku 1972, rozważono wymóg ‛miłowania Jehowy z całej duszy’ i wyjaśniono, że „liczy się nie to, ile robimy w porównaniu z innymi, lecz czynienie wszystkiego, na co nas stać” (Marka 14:6-8). Zachęcono jednak do rzetelnej samoanalizy i wykazano, że taka miłość oznacza „serdeczne zaangażowanie w służbę dla Boga całego naszego jestestwa: nie można pominąć żadnej czynności, żadnego uzdolnienia ani pragnienia”. W spełnianie woli Bożej powinniśmy wkładać wszystkie swe zdolności, całą duszę. Jak podkreślono w tym podręczniku, „Bóg wymaga nie tylko udziału w służbie, lecz pełnienia jej całą duszą” (Marka 12:30).

Niestety, niedoskonali ludzie mają skłonność do popadania w skrajności i czasem przykładają się do jednego, a zaniedbują drugie. Toteż w roku 1906 brat Russell uznał za konieczne przestrzec, że ofiarność nie polega na składaniu w ofierze kogoś innego. Nie oznacza rezygnacji z troszczenia się w rozsądnej mierze o żonę, o dzieci pozostające na naszym utrzymaniu lub o sędziwych rodziców, byle móc głosić drugim. Od tamtej pory w publikacjach Towarzystwa Strażnica co pewien czas ukazują się podobne przypomnienia.

Z pomocą Słowa Bożego cała organizacja starała się osiągnąć chrześcijańską równowagę, polegającą na tym, żeby okazywać gorliwość w służbie Bożej, a zarazem poświęcać należytą uwagę wszystkim innym obowiązkom prawdziwego chrześcijanina. Chociaż „rozwijanie charakteru” opierało się na niewłaściwym zrozumieniu, jednak Strażnica wyjaśniała, że nie należy pomniejszać znaczenia owoców ducha i chrześcijańskiego postępowania. W roku 1942 powiedziano w niej wyraźnie: „Niektórzy wysnuli nierozsądny wniosek, że jeśli biorą udział w świadczeniu od domu do domu, to mogą bezkarnie robić wszystko, na co im przyjdzie ochota. Trzeba pamiętać, iż wymaga się od nas nie tylko uczestnictwa w dziele świadczenia” (1 Kor. 9:27).

Dawanie pierwszeństwa temu, co najważniejsze

Świadkowie Jehowy zdają sobie sprawę, że kto ‛szuka najpierw Królestwa i prawości Bożej’, musi przyznawać pierwszeństwo temu, co najważniejsze. Wobec tego należy wyznaczyć odpowiednie miejsce w życiu na osobiste studiowanie Słowa Bożego i regularne uczęszczanie na zebrania zborowe, nie można też dopuszczać do tego, by inne zajęcia wysunęły się na pierwszy plan. Podejmowane decyzje muszą świadczyć o szczerym pragnieniu dostosowania się do wymagań Królestwa Bożego, wyłuszczonych w Piśmie Świętym. Zawsze powinny być oparte na zasadach biblijnych — zarówno gdy dotyczą życia rodzinnego, rozrywek, wykształcenia świeckiego, jak i gdy odnoszą się do pracy zawodowej, prowadzenia interesów bądź stosunków z bliźnimi.

Szukanie najpierw Królestwa oznacza coś więcej niż branie co miesiąc udziału w zaznajamianiu drugich z zamierzeniem Bożym. Chodzi o to, by sprawom Królestwa przyznawać pierwsze miejsce w całym życiu, a jednocześnie należycie wywiązywać się z innych obowiązków biblijnych.

Oddani Świadkowie Jehowy wykorzystują rozmaite możliwości popierania spraw Królestwa.

Przywilej służby w Betel

Niektórzy usługują w charakterze członków ogólnoświatowej rodziny Betel. Jest to grupa pełnoczasowych sług Bożych, którzy ochotniczo zgłosili się do spełniania wszelkich wyznaczonych im zadań związanych z przygotowywaniem i publikowaniem literatury biblijnej, wykonywaniem niezbędnych prac biurowych i różnych usług umożliwiających prowadzenie tej działalności. Zajęcie to nie zapewnia im sławy ani dóbr materialnych. Pragną przysparzać czci Jehowie i zadowalają się otrzymywanym wyżywieniem, mieszkaniem i skromnym kieszonkowym. Co ciekawe, ze względu na tryb życia rodziny Betel władze państwowe USA uznały ją za społeczność religijną, której członkowie złożyli ślub ubóstwa. Pracownikom Betel sprawia radość, że mogą bez reszty poświęcić życie na służbę dla Jehowy i wykonywanie zadań przynoszących pożytek bardzo wielu chrześcijańskim braciom i osobom nowo zainteresowanym — czasami również w innych krajach. Tak jak wszyscy Świadkowie Jehowy regularnie uczestniczą w służbie polowej.

Pierwsza rodzina Betel (czyli rodzina Domu Biblijnego, jak ją wówczas nazywano) powstała w Allegheny w stanie Pensylwania. W roku 1896 liczyła 12 osób. W roku 1992 pełniło służbę ponad 12 900 członków rodziny Betel w 99 krajach. A gdy w budynkach Towarzystwa było za mało kwater, dalsze setki ochotników codziennie dojeżdżało, by pomagać w pracy w domach Betel i drukarniach. Udział w tej służbie uważali za przywilej. W miarę potrzeby tysiące Świadków gotowych jest przerwać na pewien czas pracę świecką czy inne zajęcia, by pomagać przy wznoszeniu obiektów potrzebnych Towarzystwu do prowadzenia na całej ziemi dzieła głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym.

Wielu członków ogólnoświatowej rodziny Betel uznało tę służbę za swą drogę życiową. Frederick W. Franz, który w roku 1977 został czwartym prezesem Towarzystwa Strażnica, należał wtedy do rodziny Betel w Nowym Jorku od 57 lat i usługiwał tam jeszcze przez 15 lat, aż do śmierci w roku 1992. Heinrich Dwenger rozpoczął pracę w niemieckim Betel w roku 1911, a później pokornie służył wszędzie, gdzie go skierowano; zmarł w roku 1983 jako członek rodziny Betel w Thun w Szwajcarii. George Phillips ze Szkocji otrzymał w roku 1924 przydział do Biura Oddziału w Afryce Południowej (skąd nadzorowano wówczas dzieło głoszenia od Kapsztadu do Kenii) i pełnił tam służbę aż do śmierci w roku 1982 (na tym samym obszarze działało już wtedy siedem oddziałów Towarzystwa i jakieś 160 000 Świadków). Również niektóre chrześcijańskie siostry, na przykład Kathryn Bogard, Grace DeCecca, Irma Friend, Alice Berner i Mary Hannan, poświęciły całe swe dorosłe życie służbie w Betel, pełniąc ją aż do śmierci. Wielu innych członków rodziny Betel usługuje od 10, 30, 50, 70 i więcej lat. *

Ofiarni nadzorcy podróżujący

Na świecie jest około 3900 nadzorców obwodów i okręgów, którzy w towarzystwie swych żon również pełnią wyznaczone im zadania tam, gdzie są potrzebni, zazwyczaj w swoim kraju. Wielu z nich opuściło dom i teraz przenosi się z miejsca na miejsce co tydzień lub co kilka tygodni, by usługiwać w przydzielonych im zborach. Nie otrzymują wynagrodzenia, lecz są wdzięczni za wyżywienie i zakwaterowanie na terenie, na którym pracują, oraz za skromną zapomogę na wydatki osobiste. W USA, gdzie w roku 1992 działało ogółem 499 nadzorców obwodów i okręgów, średnia wieku tych podróżujących starszych wynosiła 54 lata, a niektórzy usługiwali w takim charakterze już od 30, 40 lub więcej lat. W wielu krajach nadzorcy ci podróżują samochodami. Na wyspach Pacyfiku często muszą korzystać z usług linii lotniczych i żeglugowych. Są też rejony, w których nadzorcy obwodu docierają do oddalonych zborów konno lub pieszo.

Pionierzy zaspokajają ważną potrzebę

Do głoszenia dobrej nowiny tam, gdzie nie ma Świadków, lub na terenach szczególnie wymagających pomocy Ciało Kierownicze wysyła pionierów specjalnych. Są to pełnoczasowi ewangelizatorzy, którzy poświęcają na służbę polową co najmniej 140 godzin miesięcznie. Gotowi są pracować wszędzie, gdzie są potrzebni — nie tylko we własnym kraju, ale niekiedy również w krajach ościennych. Ponieważ ze względu na wymagania związane z ich służbą mają niewiele czasu na to, by zarabiać na utrzymanie, albo nie mają go wcale, otrzymują skromną zapomogę na opłacenie komornego i inne niezbędne wydatki. W roku 1992 w różnych częściach świata działało ponad 14 500 pionierów specjalnych.

Pierwszych pionierów specjalnych wysłano w teren w roku 1937 z zadaniem przewodzenia w pracy polegającej na odtwarzaniu w progach mieszkań wykładów biblijnych z płyt gramofonowych oraz na ponownym odwiedzaniu ludzi i prowadzeniu z nimi rozmów biblijnych na podstawie tych nagrań. Działalność tę rozwijano w dużych miastach, w których już istniały zbory. Kilka lat później zaczęto kierować pionierów specjalnych przede wszystkim na takie tereny, gdzie w ogóle nie było zborów albo gdzie pilnie potrzebowano pomocy. Dzięki skutecznej pracy tych pełnoczasowych głosicieli założono setki nowych zborów.

Po opracowaniu danego terenu pionierzy ci nie przenosili się gdzie indziej, lecz obchodzili go wielokrotnie, podtrzymywali każde zainteresowanie i prowadzili studia biblijne. Urządzali też zebrania dla osób zainteresowanych. Na przykład w Lesoto na południu Afryki pewien pionier specjalny w pierwszym tygodniu pobytu na nowym terenie zapraszał każdego napotkanego człowieka, by przyszedł i zobaczył, jak Świadkowie Jehowy prowadzą teokratyczną szkołę służby kaznodziejskiej. Program przedstawił on sam z udziałem rodziny. Następnie zaprosił wszystkich na studium Strażnicy. Kiedy pierwsza ciekawość została już zaspokojona, 30 osób dalej przychodziło na studium Strażnicy, a na zebraniu szkoły było przeciętnie 20 obecnych. W krajach, w których do zapoczątkowania głoszenia dobrej nowiny znacznie przyczynili się misjonarze wykształceni w Gilead, szybszy wzrost następował nieraz wtedy, gdy pionierami specjalnymi zostawali miejscowi Świadkowie, ponieważ na ogół mogli jeszcze skuteczniej głosić wśród swoich rodaków.

Oprócz tych gorliwych pracowników dalsze setki tysięcy Świadków Jehowy z zapałem popiera sprawy Królestwa. Do grona tego należą młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, małżeństwa i osoby samotne. Pionierzy stali poświęcają na służbę polową co najmniej 90 godzin miesięcznie, a pionierzy pomocniczy — 60 godzin. Mogą oni wybrać sobie teren, na którym chcieliby głosić. Na ogół współpracują z istniejącymi już zborami, ale czasem przenoszą się na tereny oddalone. Sami zapewniają sobie utrzymanie, podejmując jakąś pracę świecką, lub korzystają z pomocy rodziny. W roku 1992 stałą lub pomocniczą służbę pionierską pełniło chociaż przez część roku ponad 914 500 osób.

Specjalistyczne szkolenia

W celu przysposobienia ochotników do pewnych rodzajów służby zapewnia się im specjalne szkolenie. Na przykład od roku 1943 w Szkole Gilead przygotowano tysiące doświadczonych kaznodziejów do pracy misjonarskiej i rozesłano ich do wszystkich części świata. W roku 1987 otworzono Kurs Usługiwania, mający pomóc w zaspokajaniu określonych potrzeb — jego absolwentom powierza się opiekę nad zborami oraz inne obowiązki. Organizuje się go w różnych miejscach, dzięki czemu studenci nie muszą daleko podróżować do ośrodka, w którym jest prowadzony, i mogą z niego skorzystać bez konieczności uczenia się języka obcego. Na szkolenie to zaprasza się wyłącznie starszych i sług pomocniczych, którzy dowiedli, że naprawdę szukają najpierw Królestwa. Wielu wyraża gotowość pełnienia służby w innych krajach. Pałają takim samym duchem, jak prorok Izajasz, który oświadczył: „Oto jestem, poślij mnie!” (Izaj. 6:8).

Aby podnieść skuteczność pracy pionierów stałych i specjalnych, w roku 1977 zorganizowano Kurs Służby Pionierskiej. W miarę możliwości przeprowadzono go w każdym obwodzie na całym świecie. Trwał dwa tygodnie i zapraszano na niego wszystkich pionierów. Odtąd szkolenie takie przechodzi każdy pionier po spędzeniu jednego roku w służbie. Do roku 1992 w samych tylko USA skorzystało z tego kursu już ponad 100 000 pionierów, a rokrocznie liczba ta zwiększa się o 10 000. Przeszkolono też 55 000 osób w Japonii, 38 000 w Meksyku i po 25 000 w Brazylii i we Włoszech. Ponadto pionierzy regularnie korzystają ze specjalnych spotkań z nadzorcą obwodu podczas jego wizyt w każdym zborze, dokonywanych co pół roku, oraz ze specjalnej sesji szkoleniowej z udziałem nadzorcy obwodu i nadzorcy okręgu w czasie corocznego zgromadzenia obwodowego. A zatem głosiciele Królestwa tworzący ogromny zastęp pionierów to nie tylko ochoczy pracownicy, lecz także dobrze wyszkoleni słudzy Boży.

Służenie tam, gdzie są większe potrzeby

Tysiące Świadków Jehowy — wśród których nie wszyscy są pionierami — wyraża gotowość pełnienia służby nie tylko w stronach rodzinnych, lecz także na innych terenach, gdzie bardziej potrzeba głosicieli dobrej nowiny. Co roku spędzają kilka tygodni lub miesięcy (zależnie od możliwości) w okolicach nieraz dość odległych od ich domów, dając świadectwo ludziom, którzy nie są regularnie odwiedzani przez Świadków Jehowy. Tysiące innych spakowało walizki i przeprowadziło się na takie tereny, żeby nieść pomoc duchową przez dłuższy czas. Nierzadko uczyniły tak małżeństwa lub całe rodziny. Często przenosili się stosunkowo niedaleko, ale niektórzy z upływem lat zmieniali miejsca pobytu kilka razy. Wielu tych gorliwych Świadków podjęło służbę nawet w obcych krajach — jedni na kilka lat, a inni na stałe. Przeprowadzają się oni na własny koszt i zarabiają na swe utrzymanie, wykonując jakąś pracę świecką. Powoduje nimi wyłącznie pragnienie brania jak najpełniejszego udziału w rozgłaszaniu orędzia Królestwa.

Czasami ojciec, który nie podziela poglądów Świadków Jehowy, przeprowadza się wraz z rodziną tam, gdzie dostaje pracę. Domownicy będący Świadkami nieraz upatrują w tym sposobności do rozgłaszania orędzia Królestwa. Tak było w wypadku dwóch Świadków z USA, którzy pod koniec lat siedemdziesiątych znaleźli się w osadzie robotników budowlanych położonej w głębi puszczy w Surinamie. Dwa razy w tygodniu wstawali o czwartej rano, by zdążyć na autobus pracowniczy, którym mniej więcej godzinę jechali do pewnej wsi i tam cały dzień głosili. Po niedługim czasie co tydzień prowadzili z ludźmi łaknącymi prawdy 30 studiów biblijnych. Obecnie w tej niegdyś niedostępnej części wilgotnego lasu równikowego działa zbór.

Wykorzystywanie każdej sposobności do dawania świadectwa

Oczywiście nie wszyscy Świadkowie Jehowy przeprowadzają się do innego kraju czy do innej miejscowości, żeby tam pełnić służbę. Mogą nie mieć warunków po temu, by zostać pionierami. Dobrze jednak znają biblijne napomnienie, aby ‛dokładać wszelkich gorliwych starań’ i ‛zawsze mieć mnóstwo pracy w dziele Pańskim’ (2 Piotra 1:5-8; 1 Kor. 15:58). Dowodzą, że szukają najpierw Królestwa, dając jego sprawom pierwszeństwo przed pracą zawodową i rozrywką. Wszyscy, którzy z całego serca doceniają sprawy Królestwa, regularnie uczestniczą w służbie polowej, jak dalece pozwalają im na to warunki, a wielu dokonuje odpowiednich zmian, by brać w niej większy udział. Ciągle też upatrują sposobności do świadczenia o Królestwie.

Na przykład Jan Furgała, który w Guayaquil w Ekwadorze miał sklep żelazny, urządził w nim atrakcyjną wystawę publikacji biblijnych. Gdy jego pomocnik realizował zamówienie, Jan dawał klientowi świadectwo.

W Nigerii pewien gorliwy Świadek, który zarabiał na utrzymanie rodziny, prowadząc zakład elektryczny, również postanowił wykorzystać swe kontakty z ludźmi, żeby głosić. Jako właściciel firmy, sam układał plan zajęć. Każdego ranka przed przystąpieniem do pracy zbierał żonę, dzieci, pracowników oraz uczniów i wspólnie omawiali tekst dzienny z Biblii i czytali doświadczenia z Rocznika Świadków Jehowy. Na początku każdego roku wręczał też klientom kalendarz Towarzystwa Strażnica i dwa czasopisma. W rezultacie niektórzy pracownicy i klienci przyłączyli się do niego w oddawaniu czci Jehowie.

Wielu Świadków Jehowy przejawia takiego samego ducha. Bez względu na to, co robią, zawsze szukają sposobności do dzielenia się z innymi dobrą nowiną.

Wielki zastęp szczęśliwych głosicieli pełnoczasowych

Mimo upływu lat Świadkowie Jehowy głoszą dobrą nowinę z nie słabnącą gorliwością. Chociaż sporo rozmówców oznajmia dość stanowczo, że ich to nie interesuje, to jednak wielu wyraża wdzięczność za pomoc w zrozumieniu Biblii. Świadkowie Jehowy są zdecydowani głosić tak długo, aż sam Jehowa wyraźnie wskaże, iż dzieło zostało wykonane.

Międzynarodowa społeczność Świadków Jehowy nie tylko nie zwalnia tempa, ale wręcz rozwija działalność ewangelizacyjną. Jak wynika z ogólnoświatowego sprawozdania za rok 1982, na służbę kaznodziejską poświęcono wówczas 384 856 662 godziny. Dziesięć lat później (w roku 1992) przeznaczono na nią 1 024 910 434 godziny. Co się przyczyniło do tak ogromnego zwiększenia aktywności?

Co prawda Świadków Jehowy jest teraz więcej, ale to jeszcze wszystkiego nie tłumaczy. W omawianym okresie ich liczba wzrosła o 80 procent, a liczba pionierów — aż o 250 procent. Na całym świecie w każdym miesiącu przeciętnie co siódmy Świadek Jehowy bierze udział w jakiejś gałęzi pełnoczasowej służby kaznodziejskiej.

Kim byli ci pionierzy? Na przykład w Korei Południowej wśród Świadków jest wiele pań domu. Obowiązki rodzinne nie pozwalają im wszystkim być pionierkami stałymi, niemniej sporo tych sióstr podejmuje pomocniczą służbę pionierską w okresie długich zimowych wakacji szkolnych. Dzięki temu w styczniu 1990 roku aż 53 procent Świadków w Korei Południowej pełniło służbę pełnoczasową w takiej czy innej formie.

Gorliwość i duch pionierski pobudziły pierwszych Świadków na Filipinach do rozgłaszania orędzia Królestwa na setkach zamieszkanych wysp tego kraju. Od tamtej pory składają jeszcze dobitniejsze dowody gorliwości. W każdym miesiącu 1992 roku przeciętnie 22 205 głosicieli uczestniczyło tam w działalności kaznodziejskiej w charakterze pionierów. Było wśród nich sporo młodzieży, która postanowiła ‛pamiętać o swoim Stwórcy’ i wykorzystywać swą młodzieńczą energię w służbie dla Niego (Kazn. 12:1). Pewien młody brat będący od dziesięciu lat pionierem powiedział: „Nauczyłem się być cierpliwy, prowadzić proste życie, polegać na Jehowie i okazywać pokorę. Co prawda zmagałem się również z trudnościami i ze zniechęceniem, ale wszystko to nic nie znaczy w porównaniu z błogosławieństwami, jakich zaznałem w służbie pionierskiej”.

W 1989 roku w kwietniowych i majowych wydaniach Strażnicy zdemaskowano Babilon Wielki, to znaczy ogólnoświatowy system religii fałszywej ze wszystkimi jej odmianami. Artykuły te opublikowano jednocześnie w 39 językach i szeroko rozpowszechniono. W Japonii, gdzie pionierami jest często ponad 40 procent Świadków, służbę pomocniczą w kwietniu pełniła największa do tamtej pory rzesza 41 055 osób. W zborze Otsuka w mieście Takatsuki (prefektura Osaka) na 77 ochrzczonych głosicieli aż 73 uczestniczyło wtedy w którejś gałęzi służby pionierskiej. Wszystkich głosicieli wezwano do udziału w rozpowszechnianiu tego niezwykle ważnego orędzia w dniu 8 kwietnia, toteż setki zborów, na przykład zbór Ushioda w Jokohamie, zorganizowało całodniową służbę na ulicach i od domu do domu, między siódmą rano a ósmą wieczorem, by w miarę możności dotrzeć do każdego mieszkańca swego terenu.

Świadkowie Jehowy w Meksyku jak wszędzie pracują na swe utrzymanie. Niemniej w roku 1992 co miesiąc przeciętnie 50 095 osób w tym kraju tak układało swe sprawy, by pełnić służbę pionierską i zanosić ludziom złaknionym prawdy dobrą nowinę o Królestwie Bożym. Nieraz cała rodzina współpracowała ze sobą, żeby wszyscy lub przynajmniej niektórzy jej członkowie mogli być pionierami. Ich służba przynosi piękne owoce. W roku 1992 Świadkowie Jehowy w Meksyku prowadzili regularnie 502 017 domowych studiów biblijnych zarówno z pojedynczymi osobami, jak i z całymi rodzinami.

Starsi troszczący się o potrzeby zborów Świadków Jehowy wykonują bardzo odpowiedzialne obowiązki. Większość nadzorców w Nigerii, tak jak w wielu innych krajach, ma rodziny. Bracia ci przygotowują się do udziału w zebraniach lub do ich prowadzenia, wypełniają zadania związane z pasieniem trzody Bożej, ale niektórzy są prócz tego pionierami. Jak to możliwe? Powodzenie zależy często od starannego planowania i dobrej współpracy w rodzinie.

Nie ulega wątpliwości, że wszędzie na świecie Świadkowie Jehowy biorą sobie do serca zachętę Jezusa, by ‛szukać najpierw Królestwa’ (Mat. 6:33). Ich działalność jest szczerym wyrazem miłości do Jehowy i doceniania dla Jego zwierzchnictwa. Oznajmiają za psalmistą Dawidem: „Chcę cię wywyższać, Boże mój, Królu, i chcę błogosławić twe imię po czas niezmierzony, na zawsze” (Ps. 145:1, NW).

[Przypisy]

^ ak. 5 Strażnica z 15 sierpnia 1906 roku, ss. 267-271.

^ ak. 2 Strażnica (wyd. ang.) z 1 lutego 1967 roku, ss. 92-95.

^ ak. 2 Zobacz Strażnicę nr 14 z 1975 roku, strony 14-19.

^ ak. 1 Strażnica (wyd. ang.) z 1 września 1972 roku, ss. 533-536.

^ ak. 2 Zobacz Strażnicę nr 12 z 1964 roku, strony 10 i 11.

^ ak. 3 Zobacz Strażnicę z 1 grudnia 1969 roku (wyd. ang.), strony 729-732, oraz z 1 stycznia 1989 roku, strona 31.

^ ak. 1 Zobacz Strażnice: nr 18 z 1987 roku, strony 20-27; nr 2 z 1965 roku, strony 10, 11; nr 7 z 1957 roku, strony 17-23; nr 11 z 1960 roku, strony 12-15; oraz wydania angielskie: z 15 sierpnia 1970 roku, strony 507-510; z 1 października 1960 roku, strony 601-605; z 15 czerwca 1968 roku, strony 378-381; z 1 kwietnia 1968 roku, strony 217-221.

[Napis na stronie 292]

Położono większy nacisk na obowiązek świadczenia

[Napis na stronie 293]

Głoszenie od drzwi do drzwi uważają za cenny przywilej

[Napis na stronie 294]

Zrozumieli, na czym polega pełnienie służby całą duszą

[Napis na stronie 295]

Co naprawdę znaczy ‛szukanie najpierw Królestwa’

[Napis na stronie 301]

Gorliwi Świadkowie dają pierwszeństwo sprawom Królestwa przed pracą zawodową i rozrywką

[Ramka i ilustracja na stronie 288]

„A gdzie dziewięciu?”

Na uroczystości Pamiątki śmierci Chrystusa w roku 1928 wręczono wszystkim obecnym ulotkę zatytułowaną „A gdzie dziewięciu?” Omówiono w niej słowa z Ewangelii według Łukasza 17:11-19, co bardzo poruszyło serce Claude’a Goodmana i pobudziło go do podjęcia działalności w charakterze kolportera, czyli pioniera, a później do trwania w tej służbie.

[Ramka i ilustracje na stronach 296, 297]

Służba w Betel

W 1992 roku w 99 krajach pełniły służbę w Betel 12 974 osoby

[Ilustracje]

Członkowie rodziny Betel przywiązują dużą wagę do studium osobistego

Hiszpania

W każdym Betel dzień zaczyna się omówieniem urywka z Biblii

Finlandia

Tak jak wszyscy Świadkowie Jehowy członkowie rodziny Betel biorą udział w służbie polowej

Szwajcaria

W każdy poniedziałek wieczorem rodzina Betel wspólnie studiuje „Strażnicę”

Włochy

Zadania są różne, ale wszystko służy rozgłaszaniu Królestwa Bożego

Francja

Papua-Nowa Gwinea

USA

Niemcy

Filipiny

Meksyk

Wielka Brytania

Nigeria

Holandia

Brazylia

Japonia

RPA

[Ramka i ilustracje na stronie 298]

Niektórzy długoletni pracownicy Betel

F. W. Franz — USA (1920-1992)

Heinrich Dwenger — Niemcy (około 15 lat w okresie od roku 1911 do 1933), Węgry (1933-1935), Czechosłowacja (1936-1939), Szwajcaria (1939-1983)

George Phillips — Afryka Południowa (1924-1966, 1976-1982)

Rodzone siostry Kathryn Bogard i Grace DeCecca w sumie poświęciły na służbę w Betel 136 lat — USA

[Wykres na stronie 303]

[Patrz publikacja]

Coraz więcej pionierów!

Pionierzy

Głosiciele

Procent wzrostu od roku 1982

250%

200%

150%

100%

50%

1982 1984 1986 1988 1990 1992

[Ilustracja na stronie 284]

Siostra Early przemierzyła na rowerze sporą część Nowej Zelandii, rozgłaszając orędzie Królestwa

[Ilustracja na stronie 285]

Malinda Keefer jako panna, mężatka, a w końcu jako wdowa poświęciła 76 lat na służbę pełnoczasową

[Ilustracje na stronie 286]

Pierwsi pionierzy przenoszący się z miejsca na miejsce korzystali nieraz z prostych samochodów mieszkalnych

Kanada

Indie

[Ilustracja na stronie 287]

Frank Rice (stojący po prawej), Clem Deschamp (siedzi przed Frankiem obok swej żony, Jean) oraz grupa Świadków i nowo zainteresowanych z Jawy

[Ilustracje na stronie 288]

Claude Goodman spędził życie w służbie pełnoczasowej w Indiach i siedmiu innych krajach

[Ilustracja na stronie 289]

Kiedy Ben Brickell był w pełni sił, wykorzystywał je w służbie dla Jehowy — nie zrezygnował z niej nawet wtedy, gdy później mocno podupadł na zdrowiu

[Ilustracja na stronie 290]

Käthe Palm głosiła w Chile na najrozmaitszych terenach — od wielkomiejskich biurowców po najodleglejsze osady górnicze i farmy owcze

[Ilustracja na stronie 291]

Zdecydowaną postawę Martina i Gertrud Pötzingerów najlepiej oddają słowa: „Dla mnie liczy się jedno — szukanie najpierw Królestwa”

[Ilustracja na stronie 300]

Kurs Służby Pionierskiej (jak ten w Japonii) zapewnił specjalistyczne szkolenie kilkudziesięciu tysiącom gorliwych głosicieli